niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 5



„ Jestem silna, ale dlaczego lecą mi łzy…? ”

ON
Minęły cztery godziny i trzy minuty, odkąd z nią rozmawiałem.
Nie wiem, co do niej mam mówić, przy niej czuję się… dziwnie.
Żadnych pytań.
Żadnych propozycji.
Żadnych słow.
Siedzę i się na nią patrzę.
Ona, zaś unika kontaktu wzrokowego ze mną, którego ja tak pragnę.
Amy doprowadza mnie do szaleństwa.
Nie mogę przestać o niej myśleć.
Ani razu się do mnie nie uśmiechnęła, (to chyba nie dziwne w końcu jest porwana) a ja tak bardzo chcę zobaczyć jej uśmiech. Usłyszeć jej śmiech. Dotknąć jej ciała. Otrzeć łzy, które teraz spływają po jej delikatnych policzkach. Coś mnie powstrzymuje przed dotknięciem jej. Wcześniej z innymi nie miałem tego problemu.
Nie wiem, co mam z nią robić.
Nie wiem, co mam do niej mówić.
Myślałem, że wszystko pójdzie łatwo jak z każdą. 
- Muszę iść do toalety- powiedziała cicho i niepewnie, nadal na mnie nie patrząc. Dodała po chwili – potrzebuje podpasek.
Nie odzywałem się przez dłuższą chwilę.
W końcu zebrałem w sobie odwagę i mruknąłem zdziwiony powstałą sytuacją:
- Nie mam podpasek.
- To kup! –krzyknęła
- Nie możesz sobie tam papieru położyć?- powiedziałem nieśmiało, ignorując jej wypowiedź.
- Nie.
- To masz problem.
- Nie ja tylko ty.
- Niby, dlaczego?
- Ponieważ to ty masz czerwone łóżko - podniosłem się i podszedłem do łóżka. Rzeczywiście łóżko jest czerwone.
- Co ja mam teraz niby zrobić?- pytam się w myślach.
- Wstań- mówię przekonywująco, lecz Amy nadal leży- wstań, proszę.

Nie wierze, że to powiedziałem, ja taki nie jestem!

Nigdy nie mówię mówiłem proszę.
Nigdy nie mówię mówiłem dziękuję.
Nigdy nie mówię mówiłem przepraszam.

Wstała i stanęła w bezpiecznej odległości ode mnie. Spojrzałem na drzwi, przypominając sobie czy są zamknięte. Następnie zrzuciłem czarną pościel na podłogę i ściągnąłem prześcieradło. Zerkam na nią i na krew spływającą jej po nogach. Podchodzę do szafki, jednocześnie rzucając prześcieradło na podłogę. Biorę z szafki miękki ręcznik i podaję jej. Obserwuję ją, jak starannie się wyciera. Podnoszę z paneli pościel i brudne prześcieradło następnie wychodząc z pokoju wyjmuję klucze ze srebrnym breloczkiem w kształcie węża, owijającego się wokół nagiej kobiety. Wkładam go do zamka i otwieram drzwi. Czuję jej wzrok na moim ciele, lecz nie odwracam się tylko zamykam drzwi.

ONA
Znowu zostałam sama.
Siadam na łóżku i czekam, cierpliwie czekam.
Po około dziesięciu minutach słyszę przekręcany klucz w zamku. Moim oczą ukazuję mi się mój oprawca z paczką podpasek w ręce. Ma na sobie obcisłą szarą koszulkę i krótkie czarne luźne spodenki.
- Masz- powiedział, rzucając mi opakowanie.
- Mogę iść do toalety?- spytałam trochę nieśmiało
-Nie.
-Dlaczego? – nie odpowiadał. Widać, że jest zmęczony i pogrążony w swoich myślach. Wykorzystując jego nie uwagę wstaję i podbiegam do drzwi, prubójąc je otworzyć. Zaczynam je szarpać i wrzeszczeć z całych sił. Czuję jak On łapię mnie za talie i odciąga od mojej jedynej drogi ucieczki. Wyrywam się, lecz On nie daję za wygraną. Kładzie mnie na łóżku i pomału odchodzi.
- Drzwi są zamknięte- mówi stanowczo.
- Zauważyłam. Wypuść mnie stąd, błagam- mamroczę, lecz On nie odpowiada...



***
Cześć! Jest rozdział 5 !
Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale byłam na wyjeździe. Mam nadzieje, że rozdział 6 dodam za jakiś tydzień. Może wcześniej?
Żegnam…